z przymrużeniem oka

W Kazachstanie jak w domu

Wieczór. Przeglądam węgierski internet. Trafiam na wiadomość, która wydaje się być nieprawdziwa. Utwierdza mnie w tym 1 kwietnia. Rano czytam artykuł jeszcze raz. Zawiera link do artykułu Kazachskiej Agencji Prasowej, gdzie to naprawdę jest napisane. Strona węgierska tego nie potwierdza.

W czym rzecz? Otóż premier Viktor Orbán odwiedził z oficjalną, trzydniową wizytą Kazachstan. Uczynił to wraz z jedenastoosobową świtą ministrów, od szefa MSZ zaczynając. Wiele mówiono o współpracy węgierskich i kazachskich firm, głównie w obszarze ropy, zapowiedziano wymianę studentów, i tak dalej, i tak dalej.

Ale nie to jest clue mojego zdziwienia. Podobno premier Orbán miał być uprzejmy powiedzieć, że w Kazachstanie czujemy się, jak w domu, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, w której czujemy się obcy. W Kazachstanie mamy krewnych, w Brukseli nie. Podobnież dodał, że to dziwne uczucie, że aby poczuć się jak w domu, trzeba jechać na Wschód.

O takie postawienie sprawy nikt by premiera Węgier nie podejrzewał. Zresztą można byłoby zapytać dlaczego akurat czuje się tak w Kazachstanie, a nie Mongolii (której rychłe odwiedzenie zapowiedział jakiś czas temu). Informacja poza Kazachstanem nigdzie się nie pojawiła. Węgierskie media przypominają tylko, że w rankingu państw demokratycznych Astana zajmuje zaszczytne 132 miejsce na 167. Oczywiście politycy podłapują, że premier Orbán czuje się tam jak w domu, bowiem tam może realizować swoje autorytarne zapędy. Ja jednak powiem, że zaniemogłem i mam nadzieję, że taka wypowiedź nie padła, a jeśli padła to nie w takim kontekście. 

Żeby Polskę zastąpić Kazachstanem? A Polska to nie krewny? O kim u licha pisano, że to dwa wiekuiste dęby? Chyba nie o Kazachstanie!

 02 04 kazachstan

 

foto: fb.com

 

Autor: Dominik Héjj, kropka.hu