opinie

Protest nauczycieli - ciężki orzech

Tegoroczne obchody święta narodowego 15 marca, obfitowały w protesty. Celowo nie wspominam tutaj o przemówieniu premiera Viktora Orbána przed Muzeum Narodowym, wiele na ten temat powiedziano. W mojej opinii retoryka tego wystąpienia przekroczyła dopuszczalne granice uprawiania polityki i objawiła niespotykaną dotąd radykalizację Fideszu, który w przekazie zaczyna nie tylko dorównywać, ale wyprzedzać partię Jobbik.

Samemu przemówieniu towarzyszyły gwizdy, w opinii wielu – po raz pierwszy tak silne od odejścia Ferenca Gyurcsány’a. Była też manifestacja Jobbiku, na której przedstawiciele partii zapowiedzieli ogólnonarodową kampanię antykorupcyjną, rzecz jasna wymierzoną w rząd, a także socjalistów z MSZP, którzy krytykowali sytuację w oświacie, a także domagali się referendum w sprawie zamykania sklepów w niedzielę.

Była wreszcie największa demonstracja, w której udział wzięli nauczyciele, rodzice i uczniowie, a także rzesze zwykłych Węgrów, łącznie nawet 80 000 osób. Odbywała się ona w obronie systemu edukacji, zmian, których dokonuje rząd. Nieformalnym liderem ruchu jest István Pukli, dyrektor gimnazjum Blanki Teleki w Budapeszcie. Przedstawił on 12 postulatów nauczycieli, spośród których do najważniejszych zaliczyć można:

  • żądanie powrotu do systemu wykształcenia zawodowego, wycofania zmian, które go ograniczyły;
  • zmniejszenia podstawy programowej, a co za tym idzie przeciążenia uczniów i nauczycieli;
  • swobody w doborze podręcznika;
  • odmrożenia zatrudnienia i rozpoczęcia przyjęć;
  • ograniczenia liczby godzin nauczycieli do 22, likwidacji nadgodzin;
  • podjęcia dialogu w sprawie przyszłości edukacji.

Najdonoślejszym momentem protestu była minuta ciszy dla edukacji. Jednak najważniejszym elementem tego dnia było ultimatum, jakie Pukli przedstawił władzom – jeżeli do 23 marca prezydent János Áder oraz premier Viktor Orbán nie poproszą Węgrów o przebaczenie sześciu ostatnich lat ich (Węgrów) upokarzania, to na 30 marca zapowiedziano jednogodzinny strajk przed szkołami. Organizatorzy apelują jednocześnie o poparcie wszystkich Węgrów. „Niech na godzinę zatrzymają się Węgry” – apelują. Już na portalach społecznościowych pojawiły się głosy właścicieli firm, którzy piszą, że wstrzymają produkcje na tę godzinę w geście solidarności, a jednocześnie będzie to przestój pełnopłatny.

Protest ma szansę na sukces, bowiem nie da się go zakwalifikować jako wymysłu „liberałów” albo „lewaków”, jak to określa przeciwników politycznych koalicja Fidesz-KDNP. Bowiem 76% Węgrów, pośród nich 67% wyborców Fideszu, popiera postulaty nauczycieli. Natomiast 62% respondentów (51% Fidesz), godzi się, by nauczyciele zorganizowali strajk, jeśli nie uda się znaleźć innego rozwiązania.

To społeczne zorganizowanie jest pierwszym, maleńkim krokiem do zerwaniem z apatią. Kiedy trwały prace nad projektem zmiany konstytucji, który mógłby przeobrazić Węgry w państwo totalitarne, na ulice wyszło aż… tysiąc osób. To także protest, którego nie da się politycznie zaszufladkować, i będzie ogromnie ciężkim orzechem do zgryzienia dla rządzącej koalicji.

 

Fot. Gergő Tóth/Népszava

 

Autor: Dominik Héjj, kropka.hu