opinie

Jesienna ofensywa Budapesztu w Warszawie

W ostatnim czasie bardzo wiele uwagi poświęca się mediom na Węgrzech, a konkretnie ich wolności. Jest to związane z zapowiedziami Jarosława Kaczyńskiego, dotyczącymi złożenia do Sejmu projektu ustawy dekoncentracyjnej, czy też repolonizacyjnej, której celem głównym jest przywrócenie pluralizmu w mediach.

Problem w tym, że o przypadku węgierskim pisze się w pośpiechu i nie dokładnie, a przecież głównym celem przestrzegających, winno być wyłożenie całej prawdy, a nie chwytliwych jej części. Przynajmniej w to wierzę, jako zajmujący się Węgrami politolog.

Zacznijmy od podstaw. W listopadzie pisałem obszerny artykuł dla Dziennika Gazety Prawnej, w którym opisałem węgierski rynek medialny - zapraszam do wstępnej lektury, która da podstawy do procedowania.

LINK DO ARTYKUŁU

 

Jak dzisiaj to wygląda. Otóż poza prorządową prasą codzienną (Magyar Idők i Magyar HÍrlap), Węgrzy mogą wciąż sięgnąć po "Magyar Nemzet" i "Népszava". Mówimy o tytułach niebulwarowych.

Piszę o tym dlatego, że nie dalej jak dwa tygodnie temu, gruchnęła wiadomość, że oto cała prasa ogólnokrajowa znalazła się pod kontrolą oligarchów (to nie jest przesadne słowo), pozostających w bliskim związku z premierem Viktorem Orbánem. Tak nie jest. Stan gry dzisiaj jest taki, że to regionalne gazety, wydawane w każdym z komitatów, tj. 19, zostały nabyte przez ludzi powiązanych z Fidesz. I tak, to jest prawdą.

Ustalmy jednak fakty.

1. Orbán musi budować nowy koncern medialny, ponieważ poprzedni, który został stworzony w 2006 roku, w skład którego wchodziła m.in. HÍr TV czy Magyar Nemzet, po sporze na linii premier - Lajos Simicska, zmienił orientację o odszedł od Fidesz. To znaczy, że Viktor Orbán został bez "swojego" koncernu, a państwowym dożywotnio wygrywać się nie da.

2. Przejmowanie bardziej bądź mniej oficjalne mediów, odbywało się stopniowo i na podstawie różnych aktów prawnych oraz innych sieci powiązań. Nie jest tak, że uchwali się ustawę i w ciągu chwili przejmie media. Na Węgrzech trwało to latami (w zasadzie wciąż trwa). Było odbieranie koncesji, wprowadzanie specjalnych podatków, ograniczenie prawa do reklam, naciski na właścicieli - np. podatkowe, w każdym razie masa pomysłów, ale nie jedna ustawa.

3. Prorządowy Magyar Idők, który został założony po wybuchu sporu Orbán - Simicska, nie powstał w wyniku ustawy, a wezwania Orbána do tych z biznesmenów, którym na sercu leży prawa i dobro narodu. Oczywiście założyciele otrzymali sowite "frukty" za swoje zaangażowanie. Jeden z nich zgarnął np. większość koncesji na prowadzenie "narodowych sklepów tytoniowych", jedynych miejsc, w których oficjalnie można kupić tytoń.

4. Premier "ma" dzisiaj po swojej stronie telewizję (TV2), prasę (Magyar Idők i niezależny od niego Magyar HÍrlap), portal 888.hu, który jednak nie cieszy się szacunkiem. Brak jest jednak stacji radiowej. I w najbliższych miesiącach poprzedzających wybory, cała ta machina, wciąż jeszcze niespójna zostanie wystawiona na próbę i będzie musiała zapewnić trzecie z rzędu zwycięstwo. Odbywać się to będzie przy udziale mediów publicznych.

 

Oczywiście, jest tak, że zwycięzca bierze wszystko, w tym media. Jednak wyszukiwanie informacji na Węgrzech jest coraz trudniejsze, bo i zawęża się pole pluralizmu. Czasem wiadomości nie da się już oglądać, a przemówienia premiera towarzyszą nam od 6 rano do momentu odegrania narodowego hymnu, który codziennie kończy dzień w mediach publicznych. Jednak taka "propagandowa" próba mobilizuje tylko elektorat Fideszu, ewentualnie Jobbiku, czego najdobitniejszym przykładem było referendum ws. tzw. kwot migrantów, i jego klęska.

 

Zatem ctrl+c, ctrl+v być może, ale nie od razu. Poza tym pamiętajmy, że polski rynek medialny jest nieporównywalnie większy.

 

Innym problemem, niejako aksjologicznym jest to, że Ci, którzy wierzą, że to unijne instytucje zagwarantują bezpieczeństwo wolności prasy, są w błędzie. Ile minęło od krytyki Budapesztu za "Népszabadság" do niepoparcia rezolucji PE przeciwko Węgrom? Kilka miesięcy. W końcu nie tak dawno temu, wiceprzewodniczący KE F. Timmermans stwierdzi, że na Węgrzech nigdy nie złamano trójpodziału władzy (to apropos sądownictwa). Fidesz daje Europejskiej Partii Ludowej 11 ważnych miejsc, bez których przewaga nad socjalistami niebezpiecznie skurczyłaby się. Postępowanie instytucji unijnych pokazuje, że wolność słowa czy prasy czy edukacji wreszczie (casus CEU), w zderzeniu z real politik nie są jednak wartością najwyższą.

 

Autor: Dominik Héjj, kropka.hu ⓒ