opinie

Refleksja o proteście

W sprawach sądownictwa na Węgrzech także protestowano. Reforma nie została wycofana. Węgry, jako kraj nie poniosły żadnych konsekwencji przeprowadzonych reform, o których pisałem tutaj. Węgry także nie planują wyjścia z UE, bowiem rządząca koalicja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że obcięcie funduszy z UE zatrzymałyby rozwój kraju.

Bez względu na to jak brzmi to "populistycznie", sądownictwo czy wartości demokratyczne dla większości obywateli (tak Kovácsa, jak i Nowaka) pozostają w sferze abstrakcji. Sięgnijmy raz jeszcze do niejednokrotnie przytaczanego na tej stronie sondażu z marca 2016 roku. Piramida problemów, z którymi borykają się Węgrzy rozpoczyna się problemem biedy (43%), bezrobocia (30%), służby zdrowia (29%), edukacji (21%), uchodźców (17%). Niedostatek demokracji jest na ostatnim miejscu z 3%. 

Fidesz równolegle do reform ustrojowych poszerzał wachlarz przywilejów socjalnych. Ich skutki nie były tak spektakularne, jak w przypadku 500+ i efektu zmniejszenia skrajnego ubóstwa. Jeżeli człowiek nie ma czego włożyć do garnka, a nagle ma, to nie będzie się skupiał na didaskaliach. Zwróćmy uwagę, że polskie partie polityczne, najpierw krytykujące 500+, przyznały, że opowiadają się za jego utrzymaniem po przejęciu władzy.

Obywatele, którzy protestują, należą w dużej mierze do tych, których po prostu na to stać (to nie oznacza, że są zamożni). To grupa myśląca na poziomie abstrakcyjnym, ludzi, którzy mogą pozwolić sobie na pięcie się po kolejnych szczeblach politycznej piramidy potrze Masłowa. Trudno mieć pretensję do elektoratu Fideszu/PiSu, że głosuje na te ugrupowania, skoro w większości skupia się na programie socjalnym.

Partie opozycyjne nie potrafią zbudować silnego apelu politycznego, który odpowiadałby na potrzeby nie tylko swojego elektoratu, ale także wysokiego odsetka wyborców niezdecydowanych (tak nie mającej swojej partii politycznej, jak i wybierających absencję wyborczą), nie mówiąc już o jego odbieraniu zwycięskim obecnie partiom.

Zwróćmy uwagę, że najwyższą frekwencję notuje się na manifestacjach, pozostających (przynajmniej w sferze deklaratywnej) jako niemające nic wspólnego z partiami władzy. To na tego typu akcjach wypłynął na Węgrzech ruch Momentum czy Partia Pieska o Dwóch Ogonkach. Jakakolwiek próba instytucjonalizacji ruchów społecznych, powoduje utratę siły rozpędu. Innym problemem jest to, że poza głównym tematem protestu, musi powstać program, obejmujący zasięgiem inne obszary życia politycznego, społecznego, ekonomicznego, etc. Wówczas spoiwem ruchu, przestaje być to, przeciwko czemu protestuje, uwidaczniają się różnice w poglądach, następuje programowy galimatias i próba łączenia kwestii niepołączalnych.

Na Węgrzech na 10 miesięcy przed wyborami, nie mamy programów wyborczych. Nie wiemy kto co proponuje. Opozycja jest reaktywna, tzn. reaguje na działania rządu, ale nie proponuje swoich rozwiązań.

Jej wielkim sukcesem były natomiast dwie kwestie - wycofanie rządu z zamykania sklepów w niedzielę oraz organizacji Igrzysk Olimpijskich w Budapeszcie w 2024 roku. Dość jednak powiedzieć, że węgierska konstytucja gwarantuje, iż w przypadku zebrania 200 000 podpisów pod referendum, to musi zostać zarządzone i to bez względu na parlamentarną większość. Socjaliści z MSZP złożyli już pytanie referendalne w sprawie otwarcia sklepów w niedzielę, podobnie ruch Momentum w sprawie IO2024. W Polsce taki bieg spraw nie jest możliwy.

Inną rzeczą jest niedostosowanie sposobu tłumaczenia zjawisk politycznych przez ekspertów, którzy mają ogromną trudność w operowaniu niebranżowym językiem i tłumaczenia w sposób łatwy do zrozumienia. Tylko wtedy można poszerzyć grupę odbiorców ich refleksji. Na Węgrzech ten problem był nagminny. 

Jeżeli tak lubimy w Polsce mówić o kopiowaniu wzorów władzy z Budapesztu, to dlaczego nie mówimy tego samego o stronie opozycji?